
Nikomu nie trzeba chyba mówić, jak czasochłonne jest samo pakowanie prezentów.
Jakieś dwa lata temu zwołałem sztab i zarządziłem, że w na te święta sztormu nie będzie, uprzedzimy uderzenie wroga, wykonamy czynności przedświąteczne wcześniej.
Oczywiście nie udało się. Przecież nikt nie ma aż tyle wolnego czasu, jest praca i inne sprawy. Niewielu może też wydać w dwa-trzy dni grubą kwotę franków gwinejskich czy kwanz angolskich. Trzeba czynić zakupy na miarę nadchodzących wypłat.
No i nie wypada ubierać świerku w połowie września, mimo wszystko.
Tak, plan się nie powiódł. Planowałem już w Wigilię oglądać z synem Kubusia Puchatka i inne świąteczne filmy, a tymczasem przyszło mi ubierać choinkę i rozwieszać lampki na drzwiach tarasowych.
Mimo tego krachu strategicznego - a może tym bardziej właśnie - w zeszłym roku ogłosiłem ten sam plan. Oczywiście spalił na panewce jak taka sylwestrowa rakieta z syczuańskiego bazaru.
Co prawda mały progres był, owszem. Ale nie taki, co zapobiegłby sztormom i chaosowi; wielbłądziej bieganinie w celu załatwienia spraw.
No i chorych było trochę w domostwie na święta.
Więc w tym roku plan jest ten sam. Aby uniknąć chaosu i chorób.
I jest chyba szansa na sukces. Większość prezentów elfy już wyprodukowały.
A i po drzewo igielne pójdę dziś czy jutro. A nie dwa dni przed Wigilią, jak rok temu.
Tak, póki co, sztab domowy jest całkiem kontent. Kontrolujemy kurs tego okrętu, a sztormu nie widać.
Póki co.
Zapraszam do kolejnej świątecznej historii Gości. Tym razem nasza mistrzyni ironii obyczajowej, Ewa Anhedonia Łokuciejewska.
Nadesłała: Ewa Łokuciejewska
Jadąc na święta, czyli świąteczna rozmowa
Jedziemy sobie przez zmrożony kraj, klimatyzacja cicho szemrze i szemrze radio. Jedziemy długo i szybko, by zdążyć na Wigilię.
- Przełącz, do jasnej cholery, bo się porzygam.
- Co zrobisz?
- Się zwymiotuję… Lepiej?
- Dziecko śpi z tyłu… Opanuj się. Są Święta.
- No właśnie! Czy zawsze muszą puszczać ten shit?
- On bardzo dobrze śpiewa, przecież…
- No, dajże spokój!
- Nie lubisz go, bo jest gejem. Homofob!
Wskazówka prędkościomierza wzrosła do 160. Czy wszyscy faceci tak reagują?
- To nie ma nic do rzeczy - wycedził przez zęby. - Ileż razy można słuchać „Last, k… Christmas”?
Dla podkreślenia uderzył otwartymi dłońmi o kierownicę. Samochodem lekko zabujało - już jechaliśmy 170/h.
- Przestań kląć, do cholery. Zwolnij! Chcesz nas pozabijać w Wigilię?
- Nie przesadzaj, jest pusto i mróz tylko…
-Zwolnij natychmiast, bo inaczej wysiadam… - wysyczałam całkiem spokojnie.
Na to zawsze reagował. Zwolnił i zmienił pas.
- On nie jest homo tylko bi! – uśmiechnęłam się szelmowsko.
- Bi bi bi bi , bi bi!- zaśpiewał sobie na znaną wszystkim kibicom nutę i dla podkreślenia efektu, dwa razy nacisnął na klakson.
- Zdurniałeś? Ktoś się przestraszy… Dziecko obudzisz!
- No co? Święta są…
- Właśnie…
- Przełączysz, czy nie?
Drapał się podczas jazdy po różnych częściach ciała, gwizdał, podśpiewywał, pił gorącą kawę z papierowego kubka, jadł batony, ustawiał nawigację, odbierał esemesy. I wysyłał, a jakże! Ale radio przełączałam ja! Jednym palcem, najmniejszym. Tradycja taka, rodzinna. Wcisnęłam czwórkę, a tam? …
“Last Christmas
I gave you my heart
But the very next day
you gave it away
This year
To save me from tears
I'll give it to someone special”
- Przecież przełączam! Moja wina, że to jest wszędzie?
- Jasna cholera, by to wzięła!
- Miałeś nie kląć. Dziecko śpi…
Walczyłam z radiem przeskakując czeskie stacje. Czy Czesi zawsze muszą się lepiej ustawić? Z wiatrem historii?
- A wiesz, że słyszałam TO po niemiecku? „Ist Weihnacht…!”- zaśpiewałam niepewnie.
Niepewność nie dotyczyła moich umiejętności wokalnych, a raczej była to obawa o życie. W końcu facet potrafi prowadzić jedną ręką, a ja siedzę obok… Zazielenił się tylko świątecznie, ale wyczuł prowokację i wypuścił parę uszami. Jechaliśmy teraz bez podkładu muzycznego, bo znudziły mnie czeskie podróbki.
- To już nie ma polskich kolęd? – odezwał się wreszcie. - Jak to tam leciało? „Jezus maluteńki”.
- Malusieńki…
- No… „Jezus maluuusieńki”! - zawył niemiłosiernie.
- To już wolę „Przybieżeli”… W twoim wykonaniu…
- No! Albo „Przybieżeli do Betlejem pasteeerzee!
- Błagam… Dziecko…
- No, ale sama powiedz? - ściszył ton. - Nie ma polskich kolęd? A ta, no… „Cicha noc”.
- Jest niemiecka… - napomniałam, wciskając kolejne guziki.
- No co ty?
- Jak polską Bozię kocham…
Na siódemce nie było Wham. Był Chris Rea. Moje „ulubione”.
“I'm driving home for Christmas
Oh, I can't wait to see those faces
I'm driving home for Christmas, yea
Well I'm moving down that line
And it's been so long
But I will be there
I sing this song
To pass the time away
Driving in my car
Driving home for Christmas”
- Bo tego nie cierpię… - powiedziałam powoli i bardzo spokojnie.
- Ale czemu? To takie o nas? Nie?
- No… Szczególnie to „Yeah…”
- No co? Facet jedzie do rodziny… Ten z tyłu za nim na światłach też…
- No masz… Wzruszyłam się. Utożsamił się z podmiotem lirycznym…
- A z kim mam się utożsamiać? Z Józefem, co szukał gospody? Czy „W żłobie leży”?
- Lepiej w żłobie, niż w Mc Donalds…
- Daj spokój… „Kawałeczek smycka, jako rękawicka?”
- No to ma być po polsku, czy nie?
- Po polsku, po polsku , ale niekoniecznie ”pobieży”, ”Ach, ubogi żłobie, cóż ja widzę w tobie”, „żłóbeczek”, „Baraneczek”, „W Betlejem, nie bardzo podłym mieście”- co to w ogóle jest?
- Staropolszczyzna, misiu, staropolszczyzna… I po staropolsku ci powiem – Zwolnijże! Bo ci… „Moc struchleję” i „niebo zgoreję”, albo po śląsku, po prostu „piznę…”
- Dobra. Już dobra… - zdjął nieco nogę z gazu. - „Otwórz źródło swej pociechy…”
- Cicho… Dziecko śpi…
- Nie śpię! - odezwało się zaspane z tyłu. - Co mama ma zrobić?
- Nic takiego. Śpij sobie jeszcze, bo znowu będzie ci niedobrze.
- Nie bądź taka skromna… - popatrzył na mnie lubieżnie z ukosa. - A ty śpij.- zerknął do tyłu przez lusterko. - Najdłuższy wieczór przed nami.
- No… Zaraz będzie widać gwiazdki.
- Tak! Tak! Gwiazdki!
- To ja puszczę CD, dobra?
I popłynął sobie miękko, w rytm silnika i mijanych wiosek...
- Stary dobry Preisner…
Uśmiałem się serdecznie, tym bardziej, że w połowie lektury usłyszałem z radia... co?
OdpowiedzUsuńNo oczywiście, że "Last Christmas". :)
Na szczęście całkiem lubię tę piosenkę. No i dopiero pierwszy raz usłyszałem w tym roku. ;)
Ja natomiast bardzo często słucham radia i już od listopada męczą ludzi tą piosenką:-)
OdpowiedzUsuńPani Ewo, uwielbiam to, co Pani pisze. Wspaniały, lekki styl, czyta się znakomicie.
Uśmiałam się.
A tak na marginesie, ciągle wracam do Pani "Warana" i za każdym razem uśmieję się jak cholera!
Dziękuję bardzo! Z życia wzięte-osobistego.Te same klimaty lubimy-ONO...
OdpowiedzUsuńTeż nie znoszę "TEJ PIOSENKI". Ukłony. :-)
OdpowiedzUsuńRe-Eunice
Piosenka jest symbolem świąt, podobnie jak Kevin.:) A tekst zabawny :)
OdpowiedzUsuńPlan wydaje się idealny: spokojna Wigilia, wszystko dopięte na ostatni guzik dużo wcześniej... Ale raczej faktycznie trudne do wykonania :D Jak wcześnie człowiek by się nie zabrał za swiateczne przygotowania, to chyba ciężko uniknąć świątecznej krzątaniny w Wigilię, w której swoją drogą tkwi niesamowity urok... :))
OdpowiedzUsuńTak, coś w tym jest - potem tym bardziej oczarowuje ten spokój i wyzwolenie z prac, kiedy się już zaczyna świętować. :)
OdpowiedzUsuńŚwietne! :)
OdpowiedzUsuńPani Ewo! Usmialem sie ironicznie i niecnie. Az dziw, ze do tego wypadku jednak nie doszlo, bo gdybym to ja siedzial na miejscu kierowcy, juz jednorazowe wysluchanie tej piosenki doprowadzilo do gwaltownego skretu kierownica w lewo i pasazerom ucielo by glowy...
OdpowiedzUsuńDr Seth - Pan ma zakaz słuchania radia.
OdpowiedzUsuńDo 31 grudnia... 2012.
To czego słucha w samochodzie dr Seth?
OdpowiedzUsuńDrogi Panie Panie Autorze i Pani Ewo. W domu prewencyjnie slucham wylacznie radiostacji japonskich i rosyjskich, gdzie owegoz paskudzkdztwa nie nadaja, natomiast w samochodzie ku pokzrzepieniu leci Enya. Dzieki temu i kierowca i pasazerowie sa bezpieczni...
OdpowiedzUsuńEnyę popieramy wszelkimi środkami, w tym artylerią i kawalerią.
OdpowiedzUsuńDorzuciłbym jeszcze Cohena.
I Zembatego. :)
Zembaty odpada bo nie znosze chrypliwych plagiatow w obcym jezykiu i ze znieksztalconym tekstem. Samochod z pewnoscia wyladowalby na drzewie. Natomiast Cohena kocham:)
OdpowiedzUsuńPodobno jakiś Bubl'e jest fajny na święta.
OdpowiedzUsuń